Jakaż tu dyskusja się wywiązała w tym temacie.
Jakie życie, jakie emocje.
Aż przypomniały mi się czasy różnych kłótni na starym forum bijatyk PE
Jakoś temat Soul Calibura zszedł w moim życiu na dalszy plan.
Złożyło się na to kilka czynników:
Po pierwsze rozleciała się zwariowana ekipa Camus+Borys+Ja
Kiedyś regularnie spotykaliśmy się w Brzegu na całonocnych maratonach SCIV i 3rd strike'a
Po drugie ban na Xbox Live, przez co straciłem możliwość treningów online, ze zróżnicowanymi przeciwnikami.
Po trzecie moja przeprowadzka do Opola, we Wrocku od czasu do czasu mogłem pograć z Bolganem, albo z Aramisem
W każdym razie nadal uważam serię SC za najlepszą, chociaż obecnie gram tylko w SSFIV
Co do dylematów teoria vs praktyka, to ja podobnie jak Bolgan miałem dystans do czysto technicznego podejścia do gry. Dla mnie to zawsze była raczej walka odbywająca się w głowie (mojej i przeciwnika), a nie mechaniczne liczenie klatek. Chociaż znajomość klatek oczywiście jest ważna, to ja zawsze redukowałem to do poziomu co w danej sytuacji może zrobić Asta i jakoś to szło.
Chciałbym napisać, że cenię Bolgana, za grę Voldo, bo jest nieprzewidywalny, kreatywny, adaptuje się do różnych sytuacji no i szybko się uczy.
Libertiego cenię natomiast za skilla, którego (ze swoim marnym manualem) nigdy nie osiągnę i za combo-movies (chyba najlepsze na "polskim rynku"), nie cenię natomiast jego gloryfikacji VC (które moim skromnym zdaniem jest bug'iem który powinien być zapomniany, bo doprowadził do ośmieszenia tej serii, a część w której się pojawił zraziła do siebie wielu graczy z mojej okolicy)
Pozdro i pokój.