Nie tyle żaden hardkor, co po prostu nie jest to potrzebne. Jeszcze w T5 jak ktoś chciał pociągnąć dobry dmg za ścianę, to mógł sobie, owszem, ale najpierw musiał sobie do tej ściany donieść, a to już nie było takie mehehehe. Chyba, że się grało Stiffem
Tymczasem w T6 praktycznie każda postać ma jakieś narzędzia do wall carry i biedny daszpancz leży gdzieś, dogorywając śmierć przez zapomnienie i zbędność.
O tym mniej więcej mówię, retardacja jakaś w grach zaczęła panować. Wszystko jest łatwiej. Nawet Yosho, co wiecznie miał problemy ze wszystkim teraz dostał narzędzia do niesienia, do odcinania paska energii, etc. Dodatkowo te rzeczy robi się łatwo, a w każdym razie łatwiej. Już nawet ilość elektryków w juggleach ma coraz mniejsze znaczenie, w sensie, że można stosować łatwe i pewne zamienniki przy zachowaniu dobrego dmg. A takimi postaciami jak Bruce, czy Lars to już jest ogólnie bajka, bo wciskasz i się robi.
Ciekawe natomiast jest to, że nie tylko Tekken na to cierpi. W SC przeskok pomiędzy np. SC2 i SC4 to nie tylko grafika i postaci. W dwójce taki na przykład Najt miał chyba ze 4 postawy. Rafał miał 4 prepy. Rozgrywka mogła być ciekawa, nieszablonowa, a jak ktoś świetnie znał swoją postać, to mógł się z ciosami nie powtarzać nawet przez całą walkę (wiem, przesadzam, but still). Ale ryja wyrwał mi SF. Gracz w to ze mnie żaden, dodatkowo gram na padzie i w SF33s miałem spore problemy z egzekwowaniem niektórych kombosów. Tymczasem włączam SF4 i te rzeczy, których w SF3 nie mogłem posadzić, albo ledwie mogłem, w tej części wchodzą mi gładziutko jak po lubrykancie. WTF?
Dla mnie gry w ten sposób tracą umiejętność dawania radości. Ale realnie rzecz biorąc zyskują potencjalnego nowego klienta. Jak by to zaśpiewał Rychu Peja - komercja, komercja, to mnie właśnie irytuje. Ale mentalność graczy też się zmienia i to też boli.