Napisałem już trochę na temat turnieju ale czas najwyższy trochę to usystematyzować.
Po pierwsze chciałbym podziękować orgaznizatorom Namco, Cenega, Psx Extreme oraz prowadzącemu Di za wspaniałą organizację turnieju nagrody, miejscówkę i cały klimat konkretnego święta caliburowego. Po drugie chciałbym pogratulować Ringowi zwycięstwa, Mattowi i Sway`owi miejsca na podium - w pełni zasłużone miejsca w czołówce. Po trzecie chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy zjawili się na turnieju za wspieranie naszej rodzimej sceny. Impreza ta była najlepszym turniejem na jakim dane mi było walczyć, przysporzyła masę pozytywnych emocji zarówno mi jak i wszystkim zgromadzonym. 60 uczestników to mówi samo za siebie, lecz co się dziwić przecież było o co walczyć. Turniej przebiegł sprawnie, był zorganizowany i prowadzony w pełni profesjonalnie. Di nie pozwolił nawet na chwilę chaosu. Co do gier to już każdy wie że było masa emocjonujących starć, jednak muszę powiedzieć że generalny poziom turnieju był słaby - ale nie dlatego że jesteśmy leszczami czy coś, tylko poprostu z tej gry da się jeszcze tyle wycisnąć, że za rok - jeżeli będziemy dalej w to grać, a wielu na pewno tak - oglądając te walki będziemy się śmiać z naszego noobostwa i nieogrania na dane patenty. To nie powinno dziwić ponieważ takie już takie są turnieje w miesiąc po premierze gry. Wystarzyczy rzucić okiem na filmiki z pierwszego turnieju BAKA i porównać z tym co się wywijało pod koniec tej gry. Wydaje mi się również że większość graczy ma zastrzeżenia do swojej gry, wielu - w tym ja skończyło turniej z niedosytem. To normalna reakcja i mimo że w głowie siedzi uporczywa myśl, że było się tak blisko pewnego znaczącego osiągnięca, należy prześć z tym do porządku dziennego i wyeliminować słabości które doprowadziły do nieoczekiwanych efektów. Z drugiej strony nie można się koncentrować tylko na tym co nam nie poszło, należy obiektywnie i wielowymiarowo rozwijać swoje umiejętności, by nie zdarzyła następnym razem się sytuacja że zaskoczy i zaszkodzi nam coś innego. Wracając do turnieju sensu stricte; świetnym rozwiązaniem był podział na grupę finałową i grupę walczącą o miejsca 9-12 uważam że w turniejach gdzie uczestnków jest więcej niż 40 osób bycie w top ten dla niektórych jakimś tam skucesem jest dlatego uważam że w przyszłości warto by robić walki o 5,7 i 9 miejsce - długo to nie trwa a jednak dodaje elementu rywalizacji dla relatywnie słabszych graczy. Co do komentarzu - parę razy mi pomógł ale jednak był za bardzo słyszalny i trochę za głośny, wydaję mi się że przynajmniej na czas walk finałowych powinien być ograniczony.Przed i po i między walkami można śmiało robić hype, ale na czas walk tych najważniejszych powinniśmy dać komfort myślowy graczom - przypominam że w żadnej dyscyplinie sportowej uczestnicy nie słyszą komentarza. To jest jedyna sugestia co do prowadzącego, a do licznych pozytywów dodam że byłem mega zadowolony - mimo że sam miałem o to pretensje kiedyś do Diego a w sobotę sam na próbowałem podpowiedzieć Araghowi - nie można było podpowiadać i nikt grającym nie streczał nad głowami i nie zabierał powietrza jak to się dzieje na wielu turniejach. Tak więc komfort grania uczstników był strzeżony przez prowadzącego jak i zespól do obsługi stanowisk - im też się należą podziękowania i uznanie za rzetelne wypełnianie swoich obowiązków. Szokujące jest to że za same uczestntwo w turnieju dostawało się napój, zapiekane lub kawałek pizzy, koszulkę Soul Calubr [hell yeah!] i kod DLC Dampierra który jest chyba wart około 40 zł, jest to ewenement jeżeli chodzi o turniej w Polsce - podobie było z tego co słyszałem na turze demka Mortala, co tylko świadczy o tym że Polska - nasza ukochana Ojczyzna wreszczie zaczyna być postrzegana jako spory rynek rokujący lukratywne zyski dla branży. Oczywiście jest w tym duży wkład osób które wspierają naszą scenę i jestem w stanie przypuszczać że dzięki PR-owi Di i Ringa na przedpremierowych testach w Paryżu Namco mogło uwierzyć że w Polsce isnieje pokaźnia scena Soula. Chwała im za to.
Teraz postaram się napisać jak to wyglądało z mojej perspektywy. Moja podróż przebiegla bez żadnych fajerwerków, jechałem z kolegą który nie ma pojęcia o soulu więc droga nie mineła mi na jakimś wielkim wyczekiwaniu, dotarłem do Blue City - centrum które wydaje mi się po zewnętrznej architekturze zostało zbudowane stosunkowo dawno, jednak ze względu za rozmiar i wielopoziomowość zrobiło na mnie duże wrażenie, na czwartej kondygnacji patrząc w dół mogło zakręcić się w głowie, klub Lucid właśnie tam się znajdował, obok jakiejś bawialni dla dzieci i klubu Squasha, heh patrząc przez szybę jak schludnie ubrani biznesmeni odbijają piłkę od ściany poczułem się jak w serialu Magda M, jednak potem gdy obok zobaczyłem garstkę niezadbanych, zabidzonych dzieciaków oblegających maszynę hazardową - poczułem się jak w teledysuku Molesty. Już nie miałem złudzeń - jestem w Warszawie. Co do dzieciaków to chyba jak każdy Polak jestem przyzwyczajony do takich widoków, jednak to widok prawdziwej klasy średniej przywołał w mojej wyobraźni karykaturalną scenkę w której po treningu pani bizneswomen mając chęć na schłodzony, truskawkowy sorbet pyta w zroszonego potem pana w śnieżnobiałej polówce i opasce na głowie: "Czy masz możę ochotę na mały fresh po squashu?" Jednak moje przemyślenia ucieły się w momencie przekroczenia progu klubu lucid, byłem spóźniony i trafiłem na oficjalne rozpoczęcie zawodów, akurat Di wyjaśniał zasady uczestnictwa w turnieju, ale kątem oka mnie zuważył i dał pozawerbanie do zrozumienia że cieszy się że już dotarłem. W mowie otwierającej była mowa o faworytach i tych, których Kuba wymienił, trafił bezbłednie bo wszyscy znaleźliśmy się w top 10. Tu trzeba przyznać że Di dobrze przewidział nawet to że stara gwardia może sprawić niespodziankę, tak się również stało. Gdy wymieniał faworytów ja szukałem znajomych twarzy w tłumie wlepionych w organizatora oczu, starałem się przy tym być transparentny żeby Ci których znam mnie zauważyli, niedługo podeszli do Mnie Liberty, Ring i Aklosnok, przywitaliśmy się zamieniliśmy parę słów już nie pamiętam nawet o czym. Po rozpoczęciu zrobiłem lekkie zamieszanie bo nie słyszałem czy już jestem wpisany, ale zaraz wszystko było okej poszedłem odebrać koszulkę kupony na jedzenie, picie i niespodziankę, którą okazał się kod DLC na Dampierra. Na początku była chwila chaosu ale Di wszystkich wygonił z pod tablicy z rozpiską i zaraz zostałem wyczytany na pierwszą walkę. Grałem z Parvisem na początku byłem niepewny i w pierwszej rundzie zgarnąłem parę ciosów z których normalnie bym się cieszył, że ktoś ich używa bo są łatwe do uniknięcia , zablokowania i karalne, potem jednak się szybko ogranąłem i gładko wygralem. Jednak wiedziałem że jak mam zamiar coś ugrac to trzeba robić to co sobie założyłem - grać swoje co by się nie działo, bo na stan dzisiejszej znajomości Calibura 5 to zupełnie wystarcza i nie musze się zbytnio głowić i kombinować. Po tej walce doszło do mnie że jak wygram następną to gram z Devilem a potem z Mattem, przez chwilę miałem takie strzały w głowie - "co za pech!", "o nie!" ,"wiedziałem!" - ale potem uświadomiłem sobie że przecież chcąc coś ugrać musisz się liczyć z tym że prędzej czy później trafisz na Matta albo Ringa, poza tym to nie Tekken i Oni są do uwalenia. Do tego zobaczyłem na projektorze jak Devil gra, a styl Matta znałem i wiedziałem na co będzie mnie chciał złapać, więc przestałem się tym ryć tylko przystapiłem do następnej walki. Grałem z Hiryu, tu już było ciężej bo wiedziałem że Hiryu w miarę kojarzy Volda i umie w to grać, ale cieszyłem się że gra Najtem, bo ja się zbytnio nie obawiam wolniejszych do Volda postaci. Także ta walka poszła mi dobrze, karałem, blokowałem grałem w miare konsekwentnie, chociaż dalej trochę zachowawczo. Mogę powiedzieć że w tej walce poczułem grę i poczułem się pewniej. Nie wiem w zasadzie co się działo z innymi graczami, kto grał z kim, bo koncentrowałem się tylko na sobie i za dużo nie gadałem z ludzmi, czułem się zajebiscie nie chciało mi się spać byłem skoncentrowany i już w ogóle się nie obawiałem następnych walk - pare chwil przed walką wymieniłem spojrzenia z Devilem i już wiedziałem że się obawia bo to było widać w jego spojrzeniu, ponadto wiedziałem że będzie grał Algolem i się w miare ograłem, wiedziałem że jest wolny a ciosy które używa mogę sobie karać.Ne pamiętam jak to dokładnie przeszła ta walka ale w jednym momencie jak Devil robił teleport z kolcami nie wiedziałem co sie dzieje i gdyby to kontynuował, to mógłbym przegrać, ale potem mi powiedział że akurat robiłem tą jedna rzecz której nie powinienem robić i musiał przestać, nie wiem co to było. Potem już poczułem że lece na fali i wygrałem ale nie za bardzo pamiętam jak to się stało. Devil to spoko typ, niezłe z niego 'ziółko' ale co mam mówić jak sam w jego wieku byłem podobny. Ogólnie na nich dwóch ciąży taka klątwa że nigdy nikt im nie kibicuje, zawsze wszyscy marzą żeby odpadli by potem samemu nie musieć z nimi walczyć - sam tak myślałem. Po tej walce popsułem sobie z podniety kabel usb ale to już nie ważne. Następny był Matt i liczyłem na to że będzie mnie próbował łapać na to na co łapał online, a ja to w domu dobrze zapamiętałem Po B,B robi stepa, 236B Karać 6B, albo 6B BE, nie dać się łapać na ciosy z plusem na bloku i gdy ma pasek pełen po zablokowaniu nie odpowiadać bo zaraz będzie leciał Critical - Di powiedział w komentarzu że Matt zrobił CE na pałę - to nie było na pałę,nie,nie,nie, to było zamierzone i ja to zwykle łapałem na CH, ale teraz wiedziałem co i jak więc nie dałem się i wygrałem. Już przed turniejem wiedziałem że obydwaj bracia są w moim zasięgu, przygotwywałęm się psychicznie na starcie, udało się. Jestem z siebie zadowolony. Potem nastąpiła długa przerwa w której tańczyła Ivy, pogadałem z ludzmi i takie tam, dowiedziałem się że Aragh jest w pierwszej ósemce co jest nie lada wyczynem bo jest to jego pierwszy turniej nie licząc EBO, tam w zasadzie przyjechał się uczyć gry, tak więc wielki props , w top 10 wśród samych dinozaurów, zauważcie to i doceńcie. Ta przerwa w turnieju zmuliła mnie to trochę i wytrąciła z trybu turniejowego, w tym czasie też dotarło do mnie kto odpadł, kto przeszedł, kto jak gra i takie tam. W finałowej szóstce zostali Vince, Sway, Ja, Devil, Matt i Ring, tak bardzo liczyłem że ktoś wyeliminuje Matta bo wiedziałem że jest robotem, zmieni taktykę i może mnie zakręcić jak diabeł w następnej walce. Niestety Pepowi się nie udało, a Matt robił JG na unblocki, szok. W pierwszej walce przegrałem ze Swayem po częsci dlatego że to świetny gracz, a po częsci dlatego że to moja wina - ja już wnioski wyciągnałem i nie chcę tego ciągnąć, wielka szkoda ehhhh. W walce w drabince przegranych trafiłem na Matta - jak pech to pech, uważam że Devila bym spokojnie pokonał, bo już nie miał czym mnie zaskoczyć a kapę z tronem bym karał łokciem. Tak więc Matt to robot o nowoczesnym procesorze, zmienił sposób walki i mnie pokonał, mimo wszystko uważam że bardzo zasłużenie, bo jest poprostu lepszym graczem i tyle. Obydwaj bracia są spoko i fajnie się mi z nimi gadało, co nie zmienia faktu że bardzo się cieszyłem że dałem im popalić hehe. Przed walką chodziła mi po głowie piosenka Die Antwoord "To defeat these devils Ninja becomes a devil" tak nawet pasowało. Turniej wygrał Ring który jak zwykle był śpiący i wykończony, gratulacje oczywście i powodzenia w Londynie. Reasumując był to mój piąty turniej w soula i czuję już trochę doświadczenia, podszedłem do eventu pewnie i bez kompleksów co każdemu radzę, ale jeszcze trochę mi brakuję i jednak mimo tego całego nastawienia doszło do mnie że z takim graczami jak Matt, Di czy Ring - czyli z robotami i kalkulatorami ciężko będzie mi wygrać, mimo to będę starał się gdzieś wepchać między nich a jak się nie uda to przynajmniej siedzieć im na ogonie i ....... straszyć :]
Po turnieju było rozdanie nagród zdjęcia, podziękowania, pożegnałem sie z wszystkimi i poleciałem na Pociąg, odnośnie sceny soula to bardzo ona się różni od sceny tekkena - jest chyba trochę bardziej kulturalnie i przyjaźnie, nikt nawet jak gra z randomem to nie odpala szluga, bo to dla mnie jest rownoznaczne brakiem szacunku do przeciwnika, a to jest sport, N-sport.
@Di - Dziekuje za organizacje wiem że Ty nam w twarz nie powiesz że gdyby nie Ty, to by wiele rzeczy nie doszło do skutku ale tak chyba jest, wkład twój jest nieoceniony w organizacji sceny, jako organizator czujesz sie jak ryba w wodzie, człowiek okriestra - takich ludzi nam w Polsce potrzeba, ja juz zaczynam ćwiczyć Anty-Lexie na WNF ;]
@Ring - Gratulacje pogadałbym z tobą dłużej, niestety nie było jak, moja rada - weź przed turniejem zadbaj o dobre samopoczucie spanie, jedzienie, witiaminki - to jest ważne.
@Pepe - Odnoszę wrażenie że lepiej się dogadujemy w realu niż na forum, wielkie pozdrowienia, status jest
@Libery - Fajnie było poznać, wiem że jesteś nie pocieszony, masz movement jak robot ja takiego czegoś nie widziałem jeszcze, zabrakło te pare godzin ogrania, pozdrowienia.
@Agrah - Złoty człowieku gratuluje udanego występu i mam nadzieję na przyszłość.
@Oxva - Sorry że musiałeś gnić na dworcu 3 godziny, ale ja juz kimałem, z tobą chyba najwięcej gadałem, występ twój też należał do udanych w mojej opini. Pozdrówy
@Hiryu - czekam aż się ograsz na Volda, pozdrawiam, wielki pozytyw.
@Matt - Jesteś robotem, szacun
@Devil - Niezłe z Ciebie ziółko, jednak wydaje mi się że za mało byłeś ograny, pozdrówy
@Soul/Vince/Sway - Czytałem o was w gazetach swego czasu, szkoda że wtedy nie miałem neta i jakiś scenowych informacji,mam nadzeje że ten powrót to nie był jeden turniejowy strzał, szacun.
@Kot- miło było poznać ale nie pamiętam w sumie o czym z Tobą gadałem heh.
@Alkonsok - miło poznać było i też nie pamiętam o czym z tobą rozmaiwałem, ale pamiętam że było elegancko
@Arcybartek- zabij mnie ale Cię nie pamiętam, choć wiem że byłeś.
@Takuma- nie gadałem z Tobą ale trudno Cię było nie zauważyć hehe.
@Młodzież z którą rozmiawiałem ale nie pamiętam ksyw- nie pamiętam również o czym z Wami rozmawiałem ale było pozytwnie, pozdro.
@Bolgan- jesteś parówą bo na własne życzenia straciłeś miejsce na podium, ogranij się chłopie bo Cię nosi za bardzo.
@Heniek, Madenti, Kati - Gdzie jest krzyż?
@Warszawa - Jesteś piękna i szkarłatna, jesteś biedna i bogata, kocham Cię i nienawidzę, ale nigdy o Tobie nie zapomnę, moja stolico.
Jeżeli o kimś zapomniałem to tylko dlatego że ja tam byłem w szoku permanentym.
Ja tam mam zasadę - lecisz do przodu jak szalony, nie patrzysz na nic, płaczesz - płacisz
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem, tak też każdemu radzę, nie tylko w grach.
Nie mówiąc już o tym że jak później powiesz takiemu francuzowi że w pl wszystkie turnieje na luzie wygrywa Ring to sobie pomyśli że scena w pl to w sumie Ring + jakieś średniaki;f.
Oni tak nie myślą bo ich rozjechaliśmy w drużynówce na EBO poza tym ja online urządzam polowanie na żabojadów