Link do zdjęć:
http://www.megaupload.com/?d=7ENCUTVWNa samym początku chciałbym serdecznie podziękować Tenshi i Robsonowi za niesamowitą wręcz gościnność o jakiej w Paryżu mogliśmy tylko pomarzyć. Był to zdecydowanie jeden z przyjemniejszych momentów całego wyjazdu dla mnie i mam nadzieję, że kiedyś będę mógł się odwdzięczyć tym samym jeśli będziecie potrzebowali noclegu w Warszawie.
Wyjazd jak zawsze obfitował w mnóstwo ciekawych zdarzeń, kilka momentów grozy i naturalnie mnóstwa śmiechu. Już na samym początku po dojechaniu do dworca centralnego przez 15 min błądziłem w podziemiach szukając McDonalda, w którym umówiłem się z Di. Po walce Kuby z niezbyt smacznie wyglądającą sałatką ruszyliśmy na przepełniony peron czekając na nasz TLK do Poznania. Plan był taki, żeby iść na sam koniec początek gdzie stoi mało ludzi - wtedy uda nam się wejść szybko do pociągu. Naturalnie okazało się, że kiedy pociąg przyjechał, wagony TLK były na samym końcu w rezultacie czego weszliśmy jako ostatni i musieliśmy przez sporą część podróży siedzieć w tłumie pod kibelkiem. Mimo wszystkich tych niedogodności przystąpiliśmy do analizowania walk SCV na netbook'u Di.
Po około godzinie jazdy miejsce nieco się zwolniło i udało się nam wejść do jednego z przedziałów. Do Poznania dojechaliśmy jakieś 2 godziny później, gdzie na dworcu spotkaliśmy się z Tenshi, która zabrała nas do siebie i poczęstowała wyśmienitym spaghetti =) po rozegraniu paru walk w T6 i SCIV, a także sesji w Sing Stara (w której nie brałem udziału) mieliśmy położyć się spać. Okazało się wtedy, że materac, który zabrał Di, nie da się napompować ustami w rezultacie czego jedna osoba musiała spać na fotelu. Z samego rana ruszyliśmy na lotnisko w Poznaniu gdzie nie omieszkaliśmy zrobić sobie paru pamiątkowych fotek.
Przy odprawie tradycyjnie musiało się coś stać i jeden z ochroniarzy musiał mnie dokładnie obmacać podczas gdy Di przeszedł przez bramkę przez przeszkód. Sam lot nie należał do najprzyjemniejszych, szczególnie start i nagłe opadanie samolotu czy skręcanie. Po około 2 godzinach dolecieliśmy na lotnisko Paris-Beauvais, które lezy około 80km od właściwego Paryża. Po wyjściu z terminala skierowaliśmy się w stronę kas biletowych dla busów, które dowożą pasażerów Wizzaira do stolicy Francji. Niewielka początkowo kolejka okazała do autokarów się ciągnąć przez kilkaset metrów na szczęście w szybkim tempie udało nam się dostać do busa, który ruszył w stronę Paryża. Podróż była bardzo komfortowa, za oknem depresyjne widoki (dla Polaków) idealnych krajobrazów i dróg. Nie zatrzymaliśmy się chyba ani razu na światłach aż do samego miasta. Wkrótce naszym oczom ukazała się wieża Eiffla i wieżowce z biznesowej dzielnicy La Defense, a niedługo po tym autokar wjechał w gąszcz zabytkowych kamienic centrum Paryża. Po po około 20min wysiedliśmy na Porte Mailott, gdzie odebrać nas miał Akire (nie Akira
)
Z Akire pojechałem do niego do domu. Po drodze wstąpiliśmy do Lidla, gdzie ludzie ciągali koszyki bez kółek po podłodze. Dziwne to było
ale ceny jak w Polsce. Kupiliśmy Pizzę i butelkę Coli, po czym udaliśmy się do jego pokoju w akademiku (?), który z zewnątrz był pięknym zabytkowym budynkiem a w środku totalny high-tech, z drzwiami otwieranymi specjalnymi kartami niczym w filmach sci-fi. Z tego pokoju rozciągał się też fajny widok:
Z Akire, który jest jednym z najlepszych francuskich graczy, rozegraliśmy około 50 walk. Ja grałem Ivy, on próbował rożnych postaci (Sophitia, Kilik, Mitsu) i jedynie tym ostatnim było w miarę wyrównanie. Po jakimś czasie przyjechał Di z innymi francuskimi graczami, m.in. Malekiem, Keevem, Kira, Keysoną i Saitohem. Miałem nadzieję na sesję z SCIV ale Keysona powiedział, że jest zmęczony i chce wracać =/ Pomimo żalu, że nie uda mi się zagrać z paroma osobami moją motywacją był fakt, że "kluczsyna" będzie moją kolejną ofiara. Niestety kiedy weszliśmy do Subway'a na kanapkę (którą postawili nam Francuzi) okazało się, że przyjdzie nam dane spędzić tam kolejne półtorej godziny słuchając ich rozmów po francusku. Już wtedy zauważyliśmy, że nasze osoby są nieco ignorowane ale jakoś wytrzymaliśmy i skierowaliśmy się na stację metra. Okazało się, że Kluczsona mieszka w 3 strefie Paryża, do której dostać można się jedynie pociągiem. Na szczęście mogliśmy poruszać się na jednym bilecie (za 2,5 euro) i po około 40 min dojechaliśmy na miejsce, gdzie okazało się, że Keysona mieszka dość daleko. Idąc żółwim tempem zajęło to nam chyba kolejne 30min w rezultacie czego dotarliśmy na miejsce chyba po północy. Przywitała nas stara "przedwojenna" wolno stojąca kamienica wątpliwej jakości. Na domiar złego szybko okazało się, że warunki w środku również nie należą do najlepszych - nie zważając na totalny pi****lnik, nie było ogrzewania a ciepła woda wydawała się rzadkością. W pokojach nie było mebli, za to na podłodze stały sprzęty za setki euro. Odpaliliśmy SCIV, tak jako przypuszczałem jedynie Keysona (obecnie drugi najlepszy gracz we Francji) stanowił jakieś zagrożenie ale udało mi się wygrać z nim 5:1 w FT5, które również nagralismy. To prawdopodobnie ostatnie moje video z tej gry tak więc odejdę w chwale:D grałem również z innymi graczami (Bobby, Akiru, Cynefyl) ale mieli problemy z ugraniem choćby jednej walki. Z Di położylismy się spać około 3:15 na fantastycznym materacu pokrytym folią.
Po przespaniu około trzech godzin zjedliśmy pizzę zakupioną w Lidlu, po czym udaliśmy się na PGW grać w SCV i TTT2. Na peronie zamontowane były ciekawe grzejniki przy których stały grupki osób, razem z Di śmialismy się, że wyznawcy Czarnej Suki modlą sie do jej totemu
po kolejnych niezliczonych przesiadkach metrem i pociągiem dotarliśmy na targi a naszym oczom ukazała się gigantyczna hala z jeszcze większą kolejką ludzi. Na całe szczęście mieliśmy już wydrukowane darmowe wejściówki, które dostaliśmy od Namco tak więc nie musieliśmy stać na mrozie tylko od razu weszliśmy do środka. Trudno opisac słowami rozmiar całej hali, ale wydawała się mieć kilometry kwadratowe powierzchni. Stoisk z grami były setki a ludzi tysiące. Kącik z bijatykami był niesamowicie oblegany. Namco stworzyło dla SCV specjalną "budkę", do której żeby się dostać trzeba było spędzić około 20-30min stojąc w kolejce. Kiedy już udało nam się dostać do środka powitały nas konsole PS3 i Xbox z SCV.
Moje pierwsze wrażenie było takie, że gra przypomina bardzo SCIV ale wciąga znacznie bardziej. Niestety ogromny tłok, ból pleców (10 godzin stania non stop) i kolejki nieco mnie zniechęciły do dalszego stania żeby pograć w SCV w rezultacie przed turniejem udało mi się zagrać tylko jedną walkę. Pech chciał, że w swojej pierwszej walce (teoretycznie drugiej, bo mój pierwszy przeciwnik się nie pojawił) trafiłem na jednego z lepszych graczy, który miał już wcześniej kontakt z grą, Chrisem. Wyszło na to, że odpadłem po pierwszej walce. Cały turniej wygrał Akire i dostał za to PS3.
Po turnieju nie wiedziałem za bardzo co ze sobą zrobić, ból pleców i nóg był nie do wytrzymania, no i frustracja, że Francuzi nawet nam nie zaproponowali wpuszczenia nas na górę budki SCV, gdzie sami cały czas przesiadywali. Mimo wszystko pograłem jeszcze torchę w SCV i pomogłem Di ze sprawdzaniem paru rzeczy w TTT2. Udało mi się też zmolestować Maleka, żeby zrobił sobie zdjęcie ze mną i Ivy. Okazało się, że on też nie lubi zdjęć bo wydawał się bardzo niezadowolony z samego pomysłu ale i tak nie mógł mi odmówić.
Teraz pytanie do Di: kiedy był ten drugi turniej? Nie mogę sobie przypomnieć czy tego samego dnia czy w niedzielę.
Po godzinie 19 opuściliśmy halę i skierowaliśmy się w stronę tramwaju. Na przystanku Malek chyba po raz pierwszy do nas zagadał sam z siebie (szczerze mówiąc, przez cały czas całego eventu nie przypominał tego Maleka, którego pamiętam z EBO. Trzymał się od nas z daleka raczej) W międzyczasie Francuzi popisali się po raz kolejny swoją fantastyczną znajomością Paryża, bo wysiadaliśmy na co drugiej stacji w poszukiwaniu McDonalda lub KFC
po około 30 min udało nam się znaleźć jedną z restauracji w której każdy zamówił coś do jedzenia. Po raz kolejny francuzi trzymali się razem w swoich grupach a ja i Di siedzieliśmy przy oddzielnym stoliku ale mimo to mieliśmy masę smiechu. Dopiero po jakimś czasie dosiadł się do nas Dina z którym bardzo fajnie nam się gadało.
^ Chyba już wiem dlaczego Malek nie lubi zdjęć
W samym KFC siedzieliśmy bardzo długo. Kiedy zaczęło robić się późno niektórzy gracze zaczęli się zbierać, przy okazji okazało się, że Malek pojedzie z nami spać do Keysony. Po drodze opowiedzieliśmy mu o Czarnej Suce ale nie wydał się zbytnio zainteresowany. Po dojechaniu do Keysony (chyba około 1 w nocy) odpaliliśmy jeszcze SCIV, gdzie udało mi się z nim wygrać 6:3. Spać położyliśmy się około 3:20.
Reszte dopisze jutro:) mam nadzieję, że dużo nie pokręciłem.