Najs, Di rzeczywiście potrafi być straszny. Nakręcimy kiedyś film grozy o Pandzie, co miała zasięg na pół planszy i karała
Gratsy, Di, reszcie zresztą też.
Tak wogle, to dzięki wszystkim za walki i spary. Nie wyszedłem nawet z grupy, ale za to sporo się o sobie i swojej grze dowiedziałem. Na przykład, że jakby Gajda nie zmienił Heihachiego na Hwo, to miałbym jedną wygraną więcej, i że Di musiał na mnie grać Pandą, bo "sorry, ale chciał wyjść z grupy"
Ogólnie turniej słodko kwaśny. Słodko, że było tyle miejsca, że było gdzie posadzić tyłek poza walkami, że był blisko parking, wielkie telewizory i grało się do trzech wygranych w grupach, że było jednak sporo ludzi, było kiedy z nimi zagrać freeplay i pogadać.
Kwas, że organizacja była sprawą jakby umowną i niby wszystko było ustalone, ale nie przeszkadzało to zaistnieć sytuacjom w stylu freeplayów na stanowiskach z grupami i walk grupowych na stanowiskach hooy zasadniczo wie których. Ja wiem, że można mieć wyebane na coś, ale za cztery dychy jednak oczekiwałem jakiegoś konkretyzmu, zorganizowania i braku chaosu. Zrzucam to jednak na poczet pierwszej edycji, ostatecznie musi paść sakramentalne "następnym razem".
W sumie tyle. Wściekły jestem na siebie, że może mnie zbić każda postać, której nie znam, choćby to był Bruce robiący b+2, CD+3 (tak to się robi?), jednego juggle'a i ścianę, jeżeli juggle sam do niej doniósł, ale Brucem podobno nie trzeba wiele więcej. Ale to już nie ma znaczenia dla samego turnieju.
Pozdrawiam ja - gość w zielonym sweterku z wystającym kołnierzykiem jeszcze zieleńszym od swetra
A przede wszystkim wielkie dzięki dla Krankena, który wiedział, że nic nie ugra, bo w tą grę grał tydzień, a mimo to na awarię Fiata Gordafa odpowiedział swoim Golfem i zawiózł nas oraz odwiózł bezpiecznie. będzie koło dziesięć - dwanaście godzin za kółkiem, szacun.
PS.Nie wyłączanie długich jadąc z naprzeciwka to jakiś zwyczaj ludzi z rejestracjami zaczynającymi się na "W", czy jak?