Bardzo dobra bursa była. Był hype, była masa pozytywnych ludzi i śmiesznych akcji. Na wstępie respekt dla Hiryu za to że ogarnął to wszystko i że chciało mu się za to zabierać.
Szykując się na bursę trochę ponad tydzień wcześniej nawet nie brałem pod uwagę tego że jadę na turniej w grę w której jestem całkiem dobry, już tak dawno nic niczego nie ugrałem że zapomniałem o czymś takim jak przygotowania typowo na turniej. Zamiast tego ćwiczyłem jakieś śmieszne rzeczy w gg, próbowałem grać online w AE, i budowałem zajebiście wielkie drzewo w minecrafcie;s. Dwa dni przed turem poćwiczyłem combosy w marvelu i poprawiłem niektóre elementy gry tylko po to by nie było siary. A w samym pociągu dopiero uznałem że w sumie można będzie o coś tam powalczyć i zmieniłem trochę swój mind set.
Po przyjeździe i rozegraniu kilku walk uznałem że generalnie nie jest tak fajnie i że przez granie wyłącznie na practice nie umiem sobie poradzić, tak jakbym chciał, z czystym onlineowym abusem czy dziwnymi postaciami, dodatkowo mój magnetto nie chciał robić combosów które kazałem mu robić i w ogóle był jakiś słaby. Miałem problemy z Kotem który mnie rozstrzeliwał Taskiem z drugiego końca ekranu, miałem problemy z zielonymi ludzikami Greviera, zbil mnie Havock swoim Arturem bo nie wiedziałem ocb z tymi wszystkimi dzidami, ogniami i w ogóle wtf:f. No i do tego Snejk mnie podgonił i były już bardzo wyrównane. Powiedziałem Snejowi że wygra, po czym on powiedział że ja wygram bo mam finix, po czym uznaliśmy że to jest taki random że tam naprawdę nie wiadomo kto wygra bo jeszcze w połowie czy na początku dostaniemy jakimś randomowym gównem na które nie jesteśmy ograni i tyle będzie z naszego występu xD.
Na samym turnieju poziom w marvela był dobry patrząc na to że gra wciąż jest jeszcze w miarę świeża. Przy 16 startujących tylko 2 osoby wzięły udział czysto for fun umiejąc w to niewiele.
Drabinka została rozpisana całkiem pomyślnie jak dla mnie bo Sneju był na samej górze ja na samym dole, zostałem tam wpisany zupełnie randomowo przez Hiryu który dopisał mnie tam do Kota . Ucieszyłem się bo wiedziałem że jak będzie sio ok to spotkam się ze Snejem dopiero w finale, inna sprawa że chciałem grać z Kotem za to że niby siał jakieś dziwne informacje że niby w pierwszym dniu wygrywał ze mną 90% walk kiedy w rzeczywistości skończyło się równym wynikiem:f.
W DE pierwsze 2 walki z Kotem wygrałem grając spokojnie swoje. On jednak przestawił chyba na jakiegoś bardziej dynamicznego tjunsa, w trzeciej walce wymęczył wina i w sumie zrobił comebacka na 2:2 a później na żyletkach wygrał ostatnią walkę robiąc, jak to miał w zwyczaju, hypera akumy tuż po wskoczeniu na ekran, co przewidziałem ale skacząc źle obliczyłem przez co moja finix dostała w stopy i umarła (tą walkę akurat nie grałem na DP):ff. Nie przejąłem się aż tak bardzo, random shit is random, wiedziałem że jak przegram tą ostatnią walkę to będzie coś w tym stylu. Uznałem jedynie że spadając do LB mam marne szanse na ugranie czegoś skoro mam wygrać jeszcze 6 meczy pod rząd a później jeszcze wygrać 2x w finale:f.
Następny mecz był z Apolonem, z jednej strony stres że jak i to przegram i skończę tura bez żadnego wina to będzie to straszny fail xd, no i nie wiedziałem czego po Apo się spodziewać jako że to sp Sneja. Z drugiej strony domyślałem się że Apo nie gra w to tak jak Snejk czyli jak będę grać swoje to będzie ok. Grałem jak najtańsza dziwka i jakoś ugrałem chociaż nawet nie wiem ile. Wiem tylko że po tym troszkę się podbudowałem.
Kolejne 2 walki były już prostsze, Van bardzo fajnie gra jednak ma dość ciężki team jeżeli chodzi o wygrywanie nim, no i widać było brak ogrania nawet na samą finix. Z Havockiem wystarczyło przełączyć się na tani i ostrożniejszy tryb by nie zostać zbitym jak na free plejach.
Kolejna walka to znowu walka z Kotem którego zrzucił do LB Grevier, z jednej strony chciałem z nim grać bo wiedziałem że dałem dupy w naszej pierwszej walce, z drugiej strony nie wiedziałem czy dam radę swoim teamem jako że mój magnetto wciąż był słaby i czułem jakbym grał weskerem + finix a maga miałem tylko na asysty (a to nie o to w nim chodzi;p).
Pierwsza walka była dla mnie, dwie kolejne dla Kota po czym minutka przemyśleń na temat tego że może na spam odpowiedzieć spamem. Zmieniłem team na Storm/Sent/Px, mimo że nie ruszałem storm od 2 miesięcy uznałem że to powinno zadziałać jako że windy storm wygrywają z każdym zwykłym projektailem w grze poza kamyczkami hulka. Tak więc po prostu waliłem dronami, windami i budowałem przy tym metera dla finix. Było to na tyle skuteczne że jak już zostawała sama finix miała już dawno 5 pasków a Kot miał spory uszczerbek na HP u każdej swojej postaci co super pomagało:P.
Kot, walki z tobą były najcięższymi, z tych turniejowych, nie licząc tych ze Snejkiem, więc propsy. Dobrze grasz i wiesz już co robić swoim teamem, a ja nie mam w ogóle ogrania na spamującego taska + akumę i generalnie ciężko było podejść. Mimo wszystko czasami wydaje się tracisz pomysł na grę albo za bardzo polegasz na rzeczach które nie mają znaczenia typu puszczanie hypera z drugiego końca ekranu kiedy wiadome jest że pójdzie na blok i tak naprawdę niewiele to zrobi, o ile granie w ten sposób taskiem jeszcze ujdzie na sucho tak robienie takich rzeczy jak bionic arm kiedy widać że przeciwnik blokuje, nie mając xfactora ani hypera do DHC nie powinno mieć miejsca na pewnym poziomie:P. Też nie próbowałeś ani razu mnie snapować w sumie dzięki temu zawsze mogłem liczyć na to że finix będzie miała te 5 pasków. Może po prostu nie grałeś jeszcze z żadną finix i nie masz przygotowanych opcji po snapowych.
Kolejna walka z… chyba z Michałem, tak czy siak wyszło małe nieporozumienie że niby powinienem grać z nim wcześniej, i to sporo wcześniej, ale gdzieś komuś to umknęło. Trochę irytująca sprawa ale wyszło jak wyszło, były 3 tury na raz i ciężko było to wszystko ogarnąć więc cud że to jedyne niedopatrzenie. Walka wygrana więc obyło się bez kłopotliwych sytuacji typu „i co teraz?”.
W finale LB czekał Grevier, na hulka byłem wystarczająco ograny, poza tym gra zaczęła mi wychodzić, nawet magnetem, po walce z Kotem się wyluzowałem i obyło się bez nerwowych sytuacji.
W finale czekał na mnie Snej, ja byłem już zadowolony z wyniku, chciałem być w finałach i podszedłem do tego na większym luzie niż do niejednych walk free playowych. Większość walk była ciężka i wyrównana, Sneju zmieniał taktyki, snapował, niesnapował i w sumie z różnym skutkiem, ciężko powiedzieć co było lepsze bo finix zazwyczaj udawało się jakoś bezpiecznie czmuchnąć. Pierwszy set skończył się na 3:1 po czym reset, w drugim secie przy stanie chyba 1:1 Sneju mądrze postanowił zmienić kolejność z pierwszego Logana na pierwszą Amy co by było łatwiej na mojego pierwszego Weskera. Ja nie zmieniałem nic uznając że w sumie nie wiem czy dam radę bo asysta maga w ogóle jej nie trafia i mogą być problemy przy crossach, mimo to nie zmieniałem nic uznałem że może lepiej bo przynajmniej nie zabije mi postaci pierwszym swoim combem:d. Było sporo błędów, ryzykownych akcji i śmiechu ale dałem radę. W sumie jedyne czego się obawiałem to jakiś mój głupi błąd i comeback Sneja przy pomocy Tron co by było disrespectem dla mojej DP xD.
Sneju, byłeś blisko ale sam mówiłeś że niewiele w to grałeś od czasu zlotu u mejsa, w co nie wierzę bo przyskillowałeś. Tak czy siak dobry finał był:B. I pamiętaj że nie tylko ty coś psujesz;].
Występ w turniej sf'a przemilczę bo szybko się dla mnie skończył. Za to sam turniej był mega hypeowy. Gratsy dla Krilla za ubicie wszystkich mając kiepskie samopoczucie. Czasami to wyglądało tak jakbyś zaraz miał zwymiotować:d.
Na koniec dziękuję pokoikowemu towarzystwu (Avi, Snej), za bekowe pogawędki, można się przy was dobrze pośmiać;].
Pozdro dla wszystkich którzy podchodzili mówiąc że cieszą sięz nerfa dla finix xD.